Gdy głęboka cisza zalegała wszystko, a noc w swoim biegu dosięgała połowy,
wszechmocne Twe słowo z nieba, z królewskiej stolicy, jak srogi wojownik runęło pośrodku zatraconej ziemi, jako miecz ostry niosąc Twój nieodwołalny rozkaz.
I stanąwszy, napełniło wszystko śmiercią; nieba dotykało, a zstąpiło na ziemię.
Całe stworzenie znów w swej naturze podlegało przekształceniu, powolne Twoim rozkazom, by dzieci Twe zachować bez szkody.
Obłok ocieniający obóz i suchy ląd ujrzano, jak się wynurzał z wody poprzednio stojącej: droga bez przeszkód – Morze Czerwone i pole zielone – z burzliwej głębiny.
Przeszli tędy wszyscy, których chroniła Twa ręka, ujrzawszy cuda godne podziwu.
Byli jak konie na pastwisku i jak baranki brykali, wielbiąc Ciebie, Panie, który ich wybawiłeś.
Live a Reply