O Boże prawdziwy i Panie mój! Dla duszy, udręczonej w samotności, wielka to pociecha, wiedząc, że Ty jesteś wszędzie! Ale na cóż ona, gdy moc miłości i tego bólu wzmagają się, a serce się trwoży tak, że nie możemy ani zrozumieć, ani poznać tej prawdy? Dusza wie tylko jedno – że jest oddalona od Ciebie! I nie ma takiego lekarstwa, który by uśmierzyło ten ból. Bo serce, gorąco miłujące, nie chce żadnej rady ani pociechy, jedynie od Tego, który ją zranił; od Niego tylko czeka uzdrowienia.
Gdy zechcesz, Panie, prędko zagoisz tę ranę, którą sam zadałeś. O Umiłowany mój! Jaką litością, słodyczą, dobrocią i dowodami najczulszej miłości leczysz te rany, które zadałeś strzałami Twojej miłości! O Boże mój, jesteś spoczynkiem wszelkiego bólu! Jakież szaleństwo szukać ludzkich środków do uzdrowienia chorych z ognia Bożego! Kto by zdołał zbadać, jak głęboko sięga ta rana, skąd pochodzi i jak uśmierzyć tę mękę?… Jak mówi Oblubienica w Pieśni nad Pieśniami: „Miły mój dla mnie, a ja dla mego Miłego” (Pnp 11,6). Zaprawdę, niepodobna, by ta boska miłość pochodziła z tak niskiego źródła, jakim jest miłość moja. Lecz jeśli tak jest niska, Oblubieńcze mój, jakim sposobem przewyższa wszelkie stworzenie, aby dosięgnąć swego Stworzyciela?
Live a Reply